Gazeta Wyborcza - 14/08/1995

 

 

IRENA MORAWSKA

Miasteczko jak kryminał

 

 

Wieczorami gangi w Barczewie wylegają na ulice: gang "Młodego" w dresach Adidasa, gang "Łysego" w szelkach, gang półłysych w ortalionach. Sieją postrach: piją, zaczepiają, biją. Po zmroku mieszkańcy miasteczka boją się wychodzić z domu.

Komendant policji w Barczewie Andrzej Piętka charakteryzuje miasteczko: - Mamy tu chuliganów, złodziei rowerów i samochodów. Zorganizowane gangi z radiotelefonami, które straszą.

W miasteczku mówi się, że nikt przy zdrowych zmysłach nie powiadomi oficjalnie policji o przestępstwie ani w ogóle o niczym.

Urywają się za to anonimowe telefony:

chuligani skaczą nocą po starej zastawie;

zniszczono tabliczki z nazwami ulic - nie oszczędzono nawet barczewianina, kompozytora Feliksa Nowowiejskiego, który rozsławił miasteczko;

ktoś się powiesił;

ktoś utopił cudzą syrenę w jeziorze

albo znalazł martwą portierkę z butelką między nogami.

- Same anonimy. Ludzie boją się zemsty - tłumaczy komisarz Piętka.

Być może dlatego o Joannie, 18-letniej absolwentce gastronomicznej szkoły specjalnej, i jej koleżance Izie, inaczej w Barczewie nie powiedzą jak "wariatki". Tuż po sylwestrze, kiedy powybijano szyby w Urzędzie Miasta, banku i mieszkaniach, to one wskazały tych, co tłukli.

W rzucającym kamieniami Joanna i Iza rozpoznały szefa "adidasowej bandy" Roberta L.

Przeklęte miasto

Barczewska inteligencja mówi o swoim mieście "miasto przeklęte". - Potworzyły się tu gangi - mówi szanowana w mieście osoba, która woli pozostać anonimowa. - Kiedyś maltretowali się wzajemnie. Teraz grożą zwykłym obywatelom. Policja udaje, że tego nie widzi. Strach tu żyć.

XIV-wieczny klasztor Franciszkanów sprzed wieków przetrwał jako więzienie dla recydywy. Stoi przy ul. Klasztornej.

Prawie każda rodzina ma kogoś za murem. Pracuje tam mąż, ojciec, brat, szwagier lub wujek. (Teść Izy, były klawisz, przez sen ustawiał więźniów. Cały dom wyrwany ze snu stawał na baczność, a teść z łóżka dyrygował).

W wielu barczewskich rodzinach ktoś siedział lub siedzi w kryminale.

Słowo "więzienie" nie wywołuje tu gęsiej skórki. Mieszkańcy mówią o nim "na Klasztornej". Ksywy, charakterystyczne dla więziennego światka, są powszechne w tutejszych rodzinach.

"Młody", czyli Robert L., syn byłego naczelnika więzienia, trafił z kolegą na Klasztorną za - jak to ujął komisarz Andrzej Piętka - nakłanianie Joanny do fałszywych zeznań.

Wyszli za kaucją.

Odwiedziny naczelnika

Wszyscy oczekują jesiennej rozprawy "Młodego" i jego kolegów. Jego gang jest postrachem Barczewa.

"Młody" grozi Joannie, jej rodzinie i Izie. Tuż przed Dniem Kobiet skopał Joannę tak, że trzy razy pękła jej ręka.

Pobicie zgłosiła olsztyńskiej prokuraturze.

- Ledwie córce gips włożyli - wspomina Elżbieta J., matka Joanny - gang Roberta L. groził, że "kurwę zgwałcą i zabiją". Żeby nie padło na nich, kogoś opłacą. I kazali jej zmienić zeznanie.

Gdy nie ustąpiła, mieszkanie Joanny odwiedził ojciec "Młodego".

Ojciec Roberta, Jerzy L., były naczelnik więzienia, ma sieć wypożyczalni kaset wideo, sklepy z używanymi ciuchami i firmę produkującą parkiet.

- Naczelnik przyniósł oświadczenie, w którym córka odwołuje skargę w prokuraturze - mówi Elżbieta J. - Napisał też za nią, że nikt jej nie pobił, tylko spadła ze schodów. I dołożył pięć milionów. Myślał, że nas kupi. My biedni, ale z honorem.

Rodzice Joanny powiadomili o wizycie olsztyńską prokuraturę.

Jesienią w sądzie rejonowym ma odbyć się też sprawa przeciwko Jerzemu L. Za nakłanianie państwa J. do fałszywych zeznań.

Joanna wyjechała z Barczewa.

- Ze strachu przestała spać i wychodzić z domu - opowiada matka.

Barczewska policja nie traktuje poważnie rodzin Joanny i Izy. Komisarz Piętka uspokaja jednak: - Robert L. przestał im grozić. Teraz grozi im inna banda. Ale to tylko słowa. My czekamy na fakty.

Ojciec Joanny wozem konnym jeździ po okolicy, najmuje się do pracy. Wozi ze sobą "lolę". "Lola" to długi, metalowy łom.

- Nerwy nam wyszły na wierzch - mówi Elżbieta. - Niech nas jeszcze raz ktoś zaczepi. Jak mąż zawinie "lolą", to któremuś mózg wypłynie.

Najwyżej pójdą do kryminału.

- Przecież to trzy ulice stąd - dodaje Elżbieta.

Nie ma świadków, nie ma sprawy

Koleżanka Joanny, 26-letnia Iza, ma troje dzieci. Od trzech miesięcy nie wychodzi do miasta, tylko do sklepu obok. Gdy robi zakupy, słyszy za plecami: "Już nie żyjesz, kurwo". Albo: "Razem z tamtą kurwą i jej rodziną utoniesz".

- Napisałam do Olsztyna, do prokuratury, że boję się żyć. Że gang Roberta L. grozi mi śmiercią. Dodała, że z tego prześladowania nie poszła z dzieckiem na obowiązkowe szczepienie.

Zgłosiła się też na policję. Policjant powiedział: "Nie ma świadków, nie ma sprawy".

Iza pali papierosy i się trzęsie. Trzy miesiące strachu wyssały z niej siedem kilogramów. Stoi przed blokiem z wypiekami na twarzy i nerwowo się rozgląda. - Koledzy poradzili mężowi - zdradza - żeby wynajął kogoś do zabicia. Dla postrachu. Może wtedy się uspokoją.

Pijana demokracja

- Od stycznia do czerwca nie było w Barczewie ani jednej imprezy kulturalnej - mówi nauczyciel historii, dziennikarz i radny Tadeusz Rynkiewicz. - Młodzież dziczeje z nudów.

Snuje się pijana po ulicach. Albo klnie siedząc na ławkach lub leży pod nimi.

- To pijana demokracja chodzi po nocnym Barczewie. Nastało rozluźnienie obyczajów - ocenia komisarz Piętka.

W piątki, soboty i niedziele mieszkańcy nie pośpią. Pod oknami do świtu odbywają się orgie. Ludzie, anonimowo, dzwonią na komisariat, że nie mogą spać. Policja każe zgłosić na piśmie, komu przeszkadza hałas: "Niech pani zrobi listę niezadowolonych". Anonimy i pojedyncze zgłoszenia policji nie obchodzą.

Na osiedlu Słonecznym, obok siebie jest bar U Zbycha i dwa sklepy z wódką. Miejsce to nazwano "kołem fortuny"; łatwo można tu zarobić w dziób.

- Postanowiliśmy dać młodzieży szansę - zdradza komisarz Piętka. - Urządzimy dyskotekę. Szukamy tylko miejsca bez szyb i sklepów. Bo sklepy okradną, a szyby powybijają.

Komendant Piętka czuje nostalgię do lat 70.

- Zaszczytem dla miasta i milicjanta była jego obecność na zabawie - wzdycha. - Miał nawet swój służbowy stolik.

W ubiegłym roku w Barczewie odnotowano 456 przestępstw, głównie kradzieże i rozboje. Najmłodszy złodziej miał pięć lat. Wspólnie z kolegami (8 i 14 lat) wyniósł ze szkoły telewizor.

Żebyśmy się nie bali

Wieczorami, jak szczury, gangi Barczewa wylegają na ulice: gang "Młodego" w dresach Adidasa, gang "Łysego" - w szelkach. I gang półłysych chłopców w ortalionach. Sieją postrach: piją, zaczepiają, biją, straszą. W jakimś punkcie przecina się wspólny interes gangów: kradzieże samochodów, głównie z Niemiec. O tym wie miasteczko, ale nikt głośno nie powie. Są rekiny, powiązane z "Dzikim" z Pruszkowa. I narybek.

Księdzu proboszczowi się wyrywa: - Część mieszkańców ma powiązania z mafią samochodową.

W maju, na sesji rady miejskiej, poprzedni komendant policji Anatol Uścinowicz powiedział, że na 23 policjantów, z którymi pracuje, ufać może tylko trzem.

Zrobił się raban. Komendanta zdjęto. Zabrał się za pszczoły. Jego miejsce zajął komisarz Piętka.

Zapytany o bezpieczeństwo w mieście Andrzej Piętka odpowiada: - Niech pani napisze tak, żebyśmy nie bali się wychodzić z komisariatu.

W Barczewie łatwo kupić ekskluzywne auto. Na skraju miasta jest nowy parking zwany "ruletką".

"Ruletką" zarządza pan Darek. Może od ręki, taniej niż na giełdzie, sprzedać rocznego Opla Astrę. - Świeżutki, ledwie z Niemiec przyjechał - zachwala. Na Toyotę albo Audi trzeba poczekać kilka dni.

"Młody" z kumplami krążą limuzynami po miasteczku. Czasem poniesie ich fantazja i po chodniku gonią ludzi. Tak dla zabawy. Ale nikt nie reaguje, bo nie chce usłyszeć, jak były klawisz, obecny biznesmen R.: "Już jesteś trupem".

Wieśniak tego nie kupi

"Młody", czyli Robert L., ma 18 lat. Jest sympatycznym, rudym i piegowatym grubasem. Z kieszeni dresu Adidasa wyciąga prasowe wycinki. - Napisali, że gdy "Dziki" wyszedł z kryminału, ja witałem go szampanem. A to nieprawda.

Kolega "Młodego", Andrzej ("Ksywy nie zdradzę, bo policja będzie wiedziała o kogo chodzi"), pyta: - Czy ten chłopak mógłby kogoś zabić?

Robert dodaje: - Tamte dwie, co się skarżą, to wariatki.

Po czym odsyła do swojego adwokata.

Robert nie uczy się i nie pracuje. Mówi, że pomaga ojcu. - Jak policja nie ma sukcesów w pracy, to łapie się byle czego - skarży się.

22-letni Andrzej, piekarz, bez pracy: - Kuroń bez prawa do zasiłku - przedstawia się. - Z czego żyję? To moja sprawa.

Zapytałam go, dlaczego kosztowne dresy Adidasa noszą jak garnitury.

Andrzej odparł: - To jest moda, styl życia. Nosić najdroższe i najlepsze. Wyróżnić się. Wieśniak tego przecież nie kupi.

Na blisko siedem tysięcy mieszkańców Barczewa 1850 jest bezrobotnych. Wielu - jak Andrzej - bez prawa do zasiłku.

Sekretarz miasta Bolesław Darecki mówi: - W Barczewie jest grupa, która nie pracuje, ale afiszuje się bogactwem.

- Czy słyszałem o mafii samochodowej? Tak, ale wolałbym o tym nie rozmawiać - odpowiada.

Lejemy za cyferblat

"Śpiewnik", "Łysy", "Tiko" i "Głodny" grzeją ławkę w parku. Miasteczko uważa, że na tych ławkach dojrzewa narybek mafii. Obok siedzi pijany brodacz, pod krzakami leży następny. Psy go obwąchują. Z dala gapi się policjant. Być może to ten, którego pijany obywatel zaatakował kiedyś śrubokrętem.

O Barczewie mówi się w okolicy, że można tu za nic dostać w mordę.

- Lejemy za cyferblat - potwierdza 24-letni "Śpiewnik". - Jak nam się czyjaś gęba nie podoba, mówimy: ej, wieśniak postaw piwo. Jak nie postawi, obrywa w ryło.

Jeśli postawi - leją potem.

- Po piwie rączki nam rosną tak, jakbyśmy telewizorki mieli pod pachami - mówi "Łysy".

Są zaczepni, w lustrach ćwiczą pogardliwe spojrzenia. - Szukamy zadymy. Dlaczego? Bo nam się nudzi.

Gwałty to normalka

Radny i redaktor naczelny lokalnego miesięcznika "Nowiny Barczewskie" Tadeusz Rynkiewicz mówi, że sylwestrowa demolka ratusza to był protest młodzieży: - Władza szalała w domu kultury, a młodzieży nikt niczego nie zaproponował.

Organizują więc czas po swojemu. - Czaimy się w parkach, straszymy - opowiada "Głodny".

Napatrzą się. - Gwałty w Barczewie to normalka - mówi "Śpiewnik". - Baby nie skarżą, bo się boją.

Świeże powietrze tu mamy

Ma wyższe wykształcenie i stanowisko. Więcej o sobie nie powie. Nawet imienia. Boi się.

Niech więc będzie Anna. Kilka miesięcy temu w parku dwóch wyrostków zgwałciło córkę sąsiadki Anny. Zagrozili, że poderżną gardło jak piśnie.

Anna się rozgląda, czy nikt jej nie śledzi, jak rozmawia ze mną (w miasteczku się rozniosło, że dziennikarka z Warszawy przyjechała, a obcego tu każdy rozpozna). Gdy przechodzi kilku chłopaków, Anna podnosi głos: - Tu bardzo dobrze się żyje, świeże powietrze mamy i tyle zieleni.

Strach odbiera tu ludziom zdrowy rozsądek. Niedawno w obieg puszczono fałszywe miliony. Krążyły po sklepach. Ekspedientki nie zgłosiły tego policji. Wolały stracić albo puścić fałszywkę dalej, niż donieść.

Biorą pokoje i kobiety

Od czasu jak w maju zamordowano panią Lilkę, matkę "Łysego" z ławki, Barczewo ogarnął jeszcze większy strach.

Oprowadzający mnie po barczewskim więzieniu pedagog Jacek Albert zapewnia, że nic mi nie grozi ze strony 700 więźniów. Są przecież za kratami. Ale przestrzega: - Nie radzę wieczorem chodzić po mieście.

Więźniowie dostają przepustki. Nawiązują kontakty w miasteczku, zakładają meliny.

Albo idą do miejscowego hotelu, biorą pokoje i kobiety. Są chętne, jak Lilka. Janek, który siedział w Barczewie za zabójstwo pierwszej żony, kręcił się przy Lilce. - Wyszedł na przepustkę, zapoznał, pobrali się - opowiada "Łysy".

W maju "Łysy" znalazł matkę martwą w domu. Wskoczył oknem, bo drzwi były zaryglowane. - Patrzę, a matka śpi - opowiada. - Wziąłem za ramię i mówię: matulka, obudź się. A ona sztywna i zimna. Taką demolkę w domu zrobiłem, jakby huragan przeleciał.

Janek przepadł.

Miłość za pestki

Chłopcy z gangu "Łysego" tęsknią za miłością.

Kiedy idą na dziewczyny, wołają: "Hej, Dziunia, pójdziesz na ogona?" albo: "Sypiesz się za pestki?"

Co znaczy: "pieprzysz się za forsę?". A one chętnie.

Ładniejsze zapraszają na piwo i dyskoteki do pobliskiego Ramsowa.

Kończą się pieniądze, kończą się dziewczyny.

Chłopaki wypijają po dwa "buraki" (najtańsze wino), wkładają pończochy na twarz albo kominiarki, straszą, biją.

W milczeniu przyglądają się ciemnym sprawom Barczewa.

Czy mają powiązania, o czym wszyscy mówią, z mafią samochodową? O tym nie chcą mówić. - Zęby nie rosną trzy razy - wyjaśnia "Śpiewnik".

Gang "Łysego" poszukuje Janka. Sami chcą się rozprawić z zabójcą Lilki.

- Może wydłubiemy mu oczy? - rozważa "Łysy".

- Nie - protestuje "Śpiewnik" - obetniemy mu pewną część ciała, żeby już żadnej kobiety nie skrzywdził.

- Przecież można i to, i to - uzupełnia "Głodny".

Więzienia się nie boją. To normalka.

- Żyję zemstą - "Łysy" zaciska pięści.






Z ŻYCIA NIŻSZYCH SFER